Psycholka |
Największa Gwiazda - Admin |
|
|
Dołączył: 15 Mar 2006 |
Posty: 55 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/666
|
Skąd: Poznań |
|
|
 |
 |
 |
|
Słońce właśnie witało się z ludźmi oświetlając ich twarze porannymi promieniami, gdy obudziłam się z jedną myślą: Dzisiaj wyniki! Byłam tym faktem tak przejęta, że od rana wszystko mi wypadało z rąk. Ubrania, które były przygotowane już od wczoraj nagle zrobiły się mało eleganckie. Całe wieki zabrało mi ubranie się w coś ładniejszego i bardziej pasującego do dzisiejszego dnia. W pośpiechu zjadłam śniadanie i wypiłam herbatę.
- Spokojnie Natalko… Bo się zakrztusisz! Tata Cię zawiezie – powiedziała na powitanie mama. Widać było, że dopiero wstała. Miała na sobie niebieski szlafrok, który dostała od taty na urodziny. Jej zawsze starannie związane w kitkę włosy były mocno poczochrane. Obdarzyłam ją tylko ciepłym uśmiechem, pocałowałam w policzek i wybiegłam z domu. Gdybym wiedziała, co mnie dzisiaj czeka… Gdybym tylko wiedziała… Na pewno ten ranek nie byłby taki cudowny. Miałam tylko 10minut do spotkania z Mateuszem. W oddali widać już było przystanek i wysokiego blondyna w czarnej kurtce. Przyspieszyłam kroku chciałam już być blisko niego. Był ubrany na czarno, pod kurtką widać było elegancki garnitur, włosy miał równo przyczesane a jego niebieskie oczy aż błyszczały. Był z jednej strony taki zdenerwowany a z drugiej bardzo szczęśliwy, że jednak ktoś się zdecydował z nim pojechać i przeżywa w tym momencie dokładnie to samo, co on. Miał rację, odczuwałam napięcie, chciałam już się dowiedzieć: Dostał się czy ni… Na pewno się dostał! Musi! Inaczej nie wiedzą, co tracą… Z niecierpliwością czekaliśmy na tramwaj. Zdecydowaliśmy się jechać, 13 co pewnie było znakiem, którego oczywiście nie odczytałam. Po 20 minutach dojechaliśmy na miejsce, w biegu wysiedliśmy i pobiegliśmy do wielkiej białej tablicy, przy której stało już chyba ze sto osób. Stanęłam z boku i trzymałam kciuki, to musi się udać! - Myślałam. Jeeest!!! Dostałem się!!! Nati, jestem na liście!!! To niesamowite!!! – Krzyczał Mariusz. Byłam taka szczęśliwa, udało mu się. Jak miło było patrzeć, gdy płakał jak dziecko z własnego szczęścia. Wszyscy wokoło byli już chyba wytuleni do granic możliwości, kiedy zdecydowaliśmy się pójść to jakoś uczcić. Teraz myślę, że trzeba było tam jeszcze zostać, pogadać z innymi, pójść do parku a nie tam gdzie się właśnie udaliśmy… Pomyślałam, że można się przejść do cukierni. Tak oboje lubiliśmy te ciastka, które tam sprzedawali. Tego dnia akurat trafiliśmy na świeżą i jeszcze ciepłą dostawę, kupiliśmy tak dużo, że można było tym obdzielić pół osiedla. To było ostatnie ciastko, jakie zjadłam z Mateuszem, jakie zjadłam w objęciach wysokiego blondyna z ciepłym uśmiechem, ostatnie ciastko mojego przyjaciela… Chwilę potem leżałam na chodniku patrząc jak ciało Mateusza zostaje uderzone przez rozpędzony samochód, leci parę metrów i upada na jezdnię… Słyszę jak krzyczy, jak krwawi, jak mdleje, jak umiera… a ja nie mogę zrobić dokładnie nic. Stoję nad nim i nie wierzę, co właśnie się stało. Nie czuję, nie słyszę, nie widzę… nic. Mam pustkę w głowie, sercu. Nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, nie mogą ruszyć się z miejsca zostaję odepchnięta. Jacyś lekarze nachylają się nad Mateuszem, wtedy jeszcze nie wiem, że to ostatni raz jak go widzę, jak słyszę jego ostatnie słowo… Boli… Ostatnie słowo, jakie wypowiedział, zamilkł na wieki. Opuścił mnie, rodzinę, znajomych… Zostawił po sobie wielką pustkę. Nagle wzięto go na nosze i wniesiono do ambulansu, jakaś lekarka podeszła do mnie pytając czy nic mi nie jest, odpowiedziałam, że nie wiem. W pewnej chwili zapomniałam jak się nazywam, gdzie mieszkam, skąd się tam wzięłam, w głowie miałam jedno: Mateusz… Nie wiem, co się ze mną dalej działo. Jak się znalazłam w szpitalu nie umiem powiedzieć. Siedziałam na jakimś łóżku i czekałam na moich rodziców, na korytarzu słyszałam jakieś krzyki, pielęgniarka weszła do Sali, w której byłam i spytała czy to ja byłam na miejscu wypadku Mateusza… Tak odpowiedziałam zdecydowanie... wypadku... dopiero teraz do mnie doszło… W jednej chwili zostałam uświadomiona, że to naprawdę koniec, że Mateusz Nie Żyje… Nie powie, nie zje, nie zaśmieje się już nigdy. Nie zgram z nim już w siatkówkę, nie pójdę do parku, nie kupię ciastek. Osoba, której ufałam odeszła i zabrała ze sobą tyle pięknych chwil, które mogły jeszcze nadejść. Miał 16 lat, tylko 16… |
|